środa, 16 sierpnia 2017

Nareszcie...

Gdy tylko przestała być potrzebna wróciła do pokoju planując nadrobić zaległości w ćwiczeniu panowania nad mocą. Nie mogła tego zrobić na zajęciach, bo posługiwanie się magią największego wroga akademii przez jedną z uczennic byłoby nie tylko co najmniej podejrzane, ale i dość niesmaczne i nie na miejscu, szczególnie teraz po tym co się stało. Nadal jednak nic nie szło jej tak jak powinno. Była roztrzęsiona widokiem tej dziewczyny zaatakowanej przez mechozwierza. Znów czuła jakby była winna całemu złu na świecie. Ożywiwszy temperówkę, która omal nie odgryzła jej palca i którą koniec końców musiała unieszkodliwić polewając cuchnąca miksturą od Nikodema usiadła na łóżku, by chwilę odpocząć. Niewielka ożywiona lampka ułożyła się na jej kolanach terkocząc z cicha. Młodej dziedziczce muz wciąż nie udało się dojść do tego, dlaczego jej mały przyjaciel tak bardzo przypomina kota. Nagle ktoś zapukał. Zerwała się jak zawszę dość gwałtownie i spanikowanym wzrokiem powiodła dookoła sprawdzając czy nie zostawiła, aby gdzieś na wierzchu czegoś co mogłoby ją zdradzić. Wszystko wyglądało jednak zwyczajnie. Spokojny wietrzyk wydymał delikatne firanki, na parapecie zielenił się jakiś kwiatek, książki leżały rozrzucone w należytym nie porządku, a ożywiona lampka właśnie wciągała ogoniasty kabel pod łóżko. Dziewczyna wygładziła tunikę, westchnęła i skierowała się do drzwi.
- Już idę - zawołała nie starając się nawet zagłuszyć dość natarczywego hałasu na zewnątrz. Brzmiało to tak jakby ktoś właśnie oddrapywał jej drzwi od futryny. Delikatnie uchyliła drzwi, ale impet natarcia nieproszonego gościa wyrwał jej klamkę z ręki i rozchylił je na cała szerokość zmuszając ją do cofnięcia. Widok wilka przetrząsającego jej rzeczy zaparł jej dosłownie dech w piersiach. Za grosz nie ufała temu zwierzęciu. Krewny psa w tym czasie wygrzebał jej spod łóżka lampkę i dumnym krokiem zmierzał do właścicielki. Zastanawiała się wciąż co powinna zrobić. Jeśli zabierze mu ten nic nie znaczący dla kogoś obcego przedmiot wyjdzie na dziwaka i ściągnie na siebie podejrzenia, jeśli zaś... . Lampka nie miała takich oporów. Z głośnym poświstem wyrwała się z zębów bestii i ku zdumieniu towarzyszącej wilczurowi uczennicy pokicała z powrotem na swoje miejsce. Zapadła krępująca cisza. Korzystając z okazji Sephora znów zasłoniła sobą wejście. Po tym co zdołała dowiedzieć się o charakterze swoich gości i co przez swoją nieuwagę pozwoliła im zobaczyć powinna zatrzasnąć drzwi i modlić się do wszystkich muz by jak najszybciej o wszystkim zapomnieli. Ostatecznie poszkodowana mogła całą sprawę złożyć na karb halucynacji czy czegoś w tym rodzaju, a wilk przecież jej nie opowie, chyba że... . Nie, za nic w świecie młoda córka Telksinoe nie mogła uwierzyć w to by miała aż takiego pecha. Myśli przelatywały jej jednak przez głowę robiąc z mózgu sito. Próby jakiegokolwiek zareagowania na to co działo się wokoło przypominały właśnie czerpanie wody dziurawym wiadrem. Zamiast, więc przejść do aktywnej obrony lub kontrataku stała bezsensownie w progu gapiąc się na przybysza, jakby przed chwilą wyszedł nie ze szpitala, ale ze statku kosmicznego, który ściągną go z jakiejś obcej planety. Na policzkach malowały jej się pąsowe powieki, ręce zaciskała w pięści i rozginała z powrotem, zaś usta pozostawały idiotycznie rozwarte. Przyszedłszy nieco do siebie wydukała wreszcie:
- Ja... przepraszam... to znaczy za bałagan... może... bo kiepsko wyglądasz... więc może wejdziesz i usiądziesz choć na chwilę.
Poczuła ze znów się rumieni zakłopotana więc spuściła wzrok wpatrując w koniuszek tuniki, który bezwiednie tarmosiła rękami.
***
  Słowa dziewczyny wyrwały Alzurię z osłupienia.
 - Tak, tak... - rzekła niemrawo, pocierając dłonią skronie. - Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale muszę wiedzieć. Czy Eyri przyniósł przed chwilą do mnie lampę, która następnie uciekła w te pędy do twojego pokoju?
Wilk burknął niezadowolony, ale Alzuria nawet nie spojrzała w jego kierunku. Przez szparę pomiędzy palcami wpatrywała się w Sephorę, która zaczerwieniła się jeszcze bardziej, wzrokiem chyba usiłując wypalić dziurę w swoich butach.
 - Dlaczego jesteś taka zakłopotana? O co chodzi z tą lampą? Czy ona naprawdę... żyła własnym życiem?
 - Czy możemy przejść do pokoju? - Głos Sephory zahaczał o błagalne nuty. Alzuria opuściła dłoń i uniosła brwi.
 - Jeśli mi, do kur... piekielnej nędzy, wreszcie wyjaśnisz, o co chodzi z tą cholerną lampą, możemy iść nawet do lasu czy na dach.
***
Dość ostry ton dziewczyny sprawił ze Sephora zawahała się przez moment, ale jako, że rozmowa zdecydowanie już od dłuższego czasu nie nadawała się do kontynuowania na korytarzu, a ona stała wciąż w progu zapraszającym gestem uchylając drzwi ostatecznie ustąpiła z przejścia i usiadła na łóżku starając się dłońmi ochłodzić palące żywym ogniem policzki.
- Myślę, że pokój jest odpowiednim miejscem, na dachu za bardzo bałabym się, że mnie z niego strącisz... tylko... wiem, że głupio to zabrzmi, ale czy mogę ci ufać. Jakkolwiek jest to teraz nie na miejscu obiecaj że mnie nie udusisz gołymi rekami, ani że twój wilk tego nie zrobi i że to zostanie między nami.
- Sporo tych wymagań - odparła wzruszając ramionami - ale o tym cie mogę zapewnić, że mam dość własnych problemów i nie potrzebuję jeszcze mieszać się do cudzych i jedyny problem tkwi w tym, że to wszystko dotyczy i mnie więc powiedz wreszcie co tu się dzieje!
- To akurat nie dotyczy Ciebie
- Na wszystkie muzy czyś to ty taka durna czy ja bo już nie wiem!
- Jestem córką Telksinoe - wyrzuciła wreszcie z siebie jednym tchem bojąc się, ze znów straci odwagę. Po tych słowach zagryzła mocno wargę i wbiła spojrzenie w rozmówczynię. Sama nie wiedział skąd wziął się u niej ten napad szczerości. Może miała już po prostu dość ciągłego ukrywania i życia w strachu przed zdemaskowaniem. Alzuria jedna w całej szkole wydała jej się szczera i bezpośrednia wiec nawet jeśli zechce ją zabić to przynajmniej odbędzie się to szybko i w miarę bezboleśnie. A jeśli pozwoli jej pożyć to nawet jeśli opowie o tym komuś nikt jej nie uwierzy, o ile w ogóle zdecyduje się na rozmowę. Po za tym czuła, że i ta pokiereszowana istota ma jakiś sekret, a to czyniło je bliższymi sobie nimi różnicy charakterów. Teraz czekała na jej reakcję jak na wyrok.
***
  Alzuria przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. Powoli wypuściła powietrze z płuc, nie otwierając oczu. Eyri trącił pyskiem jej dłoń, kiedy przez solidne kilkanaście sekund stała jak słup soli. Zignorowała go. Myśli przemykały przez jej umysł, żadna nie zostawała na dłużej niż mgnienie. Cały czas oddychała nienaturalnie powoli. Żywa lampa stanowiła dowód jasny jak słońce, ale... Niemalże wszystko trwało w opozycji.
 - Alzurio, wszystko w porządku...?
Nie otworzyła oczu nawet słysząc ten zaniepokojony ton. Wilk, przedziwnie, podzielał jej nastrój. Szturchnął nieruchomą dziewczynę w nogę, a kiedy i to nie podziałało, delikatnie chwycił zębami rękaw jej bluzki i szarpnął. W końcu Alzuria wróciła. Pierwsze co zrobiła, to utkwiła ostre spojrzenie w Sephorze, która natychmiast skuliła się w swoim miejscu na łóżku.
 - Dlaczego dołączyłaś do tamtej żałosnej zbieraniny? To kompletnie irracjonalne... Chcesz ich sabotować?
Sephora wytrzeszczyła na nią oczy.
 - Nigdy! Ja nie jestem taka jak ona! Ja...
Alzuria uciszyła ją gestem ręki.
 - Tak, tak... Ale po co ryzykować życiem, skoro jesteś bezpieczna?
Posiadaczka czarnych warkoczów hardo odwzajemniła natarczywe spojrzenie pytającej. Nawet zdawało się, że wyprostowała się na łóżku.
 - Przed nią nikt nie jest bezpieczny, Alzurio - powiedziała grobowym tonem.
Przez kilka oddechów tylko mierzyły się wzrokiem.
 - Dobrze. Załóżmy, że ci wierzę. Przez tę lampę, bo innego pomysłu na nią nie mam. Dlaczego się przyznałaś? Nie oszukujmy się, nie należę do osób wzbudzających zaufanie. Nie znasz mnie kompletnie, tak samo, jak ja do dziś nie miałam pojęcia o twoim istnieniu. Co ci szkodziło skłamać?
Zaczęła nerwowo tarmosić barwną tunikę. Wpatrywała troszkę nieobecnym spojrzeniem w mego kompana, który wiernie warował u mego boku, nieruchomy jak posąg. Warknął, a wtedy Sephora odwróciła wzrok. Westchnęła.
 - To dość... skomplikowane.
Alzuria przewróciła oczami.
 - Też mi wyjaśnienie... - powiedziała wzgardliwie.
 - Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytała Sephora. Znowu spoglądała na Alzurię. Czujnie, wyczekująco. Ta parsknęła.
 - A co mam do wyboru? Wywieszenia na którejś z wież prześcieradła z tą jakże bezcenną informacją jest i kłopotliwe w wykonaniu, i byłoby czystym marnotrawstwem dobrego materiału. No nie wiem... Ogłoszenie tego w trakcie lekcji wymagałoby przyjścia na którąś, a coś takiego nie zmusi mnie do katuszy podobnego rodzaju. Tradycyjne rozniesienie wieści w postaci gorącej ploteczki to nie moja bajka. Hm... - Sephora wpatrywała się w nią z absurdalnym przejęciem, blada jak sufit, bo ze ścianami różnie bywa. - List do dyrekcji? Ach, kochamy się tak bardzo, że pomóc im nie pomogę za żadne skarby, tym bardziej charytatywnie. Zatem jeśli mi droga dziedziczka najgorszego wroga Akademii wybaczy, teraz mam zamiar udać się do swego pokoju, po drodze zahaczając o szpital, bo prochy przestają działać i już czuję łupanie pod czaszką. Potem, a jakże, pójdę spać. Może nawet wstanę na kolację. - Dziewczyna ani przez chwilę nie wyzbyła się kpiącego tonu. Ledwie zdążyła się odwrócić, a Sephora odetchnęła głęboko, jakby przez ten cały czas wstrzymywała oddech. I, co gorsza, przemówiła.
 - Tak... po prostu? Nie zrobisz w związku z tym niczego? Nie... zabijesz mnie?
Alzuria spojrzała na nią tak, jakby podejrzewała w swej nowej i nagle niespodziewanie bliskiej znajomej czyste wariactwo.
 - Cholera, jakbyś nie zauważyła, mam zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty. W sumie okrutne zamordowanie któregoś z uczniów może by w końcu zmusiło dyrekcję do zostawienia mnie w świętym spokoju, ale jesteś równie zagrożona, co każdy człowiek w tej... popier... pokopanej szkole.
Już stała w drzwiach, kiedy o czymś sobie przypomniała.
 - A, i jeszcze jedno.
 - Tak? - zapytała Sephora szybko, trochę nerwowo. Jakby spodziewała się, że Alzuria nagle zmieni zdanie.
 - O ile nie marzysz o zostaniu zlinczowaną przez swych szacownych koleżków i koleżanki, radziłabym bardziej unikać mówienia o swym dziedzictwie.
 - Ach, normalnie nie jestem taka otwarta...
Alzuria uśmiechnęła się pod nosem, choć była odwrócona tyłem do Sephory.
 - Ta, to ja mam nadzieję, że do nierychłęgo zobaczenia - oznajmiła jeszcze, nim zamknęła za sobą drzwi.
Eyri spoglądał na nią zaniepokojony, kiedy zataczała się po korytarzach, ale ograniczył się do towarzyszenie u jej boku. Czy też w bezpiecznej odległości kilku metrów, gdzie nie mogła na niego wpaść. Upór w chodzeniu o własnych siłach przeszedł jej gdzieś w połowie drogi. Dalej po krótkiej przerwie ruszyła wzdłuż ścian.
***
Sephora nawet nie wyszła, aby ją pożegnać. Długo po zamknięciu się drzwi pokoju siedziała skulona na łóżku wpatrując się w ścianę na przeciwko. Czuła się jak topielec wyciągnięty z wody i nie potrafiła powstrzymać drżenia całego ciała. Wciąż nie dochodziło do niej to co przed chwilą zrobiła i wolała, by ten stan potrwała jak najdłużej. Niestety miała nie tylko głupi zwyczaj obwiniania się o każdy wypadek z udziałem matki muzy, ale też jeszcze gorsze przyzwyczajenie do roztrząsania swoich błędów w nieskończoność. Siedziała więc nieruchomo zastanawiając się nad tym jak bardzo inaczej wszystko mogło się potoczyć. Nie pomagał chłodny powiew i światło wnikające do pokoju przez uchylone okna, ani umizgi oswojonej lampki elektrycznej. Potrzebowała pocieszenia i wiedziała, że spośród niewielu osób, które mogą je dać komuś takiemu jak ona, jedna znajduje się naprawdę blisko. Zarzuciła na ramiona lekką narzutkę i uchyliła drzwi korytarz był pusty, ale na pewno nie było na tyle bezpiecznie, by paradować z ożywioną lampką. Delikatnie odsunęła więc nogą swojego małego przyjaciela i dała mu znak by został. Stwór pisnął cicho i uciekł pod łóżko. Dziewczyna tym czasem wyszła na zewnątrz. Nim ruszyła na przód oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Miała tylko nadzieję, że nie opuści ją odwaga. Teraz w decydującym momencie. Widziała, że wielu z jej dawnych przyjaciół odeszła, od tak po prostu lub może w ogóle ich nie było. Bała się, iż tak będzie i tym razem. To głupie, ale czuła się jakby winna przemykając holem, choć przecież w obecnej sytuacji chęć porozmawiania z kimkolwiek bliskim była zupełnie naturalna. Może miała pewne obawy przed nawrotem tej wylewności sprzed chwili. Mimo, iż była tu kilka razy wciąż zdarzało jej się zapominać drogę do pewnych zakątków tego dziwnego gmaszyska. Szkolny gwar wciąż zdawał się jakoś przycichły, szarawy i nijaki: nikt się nie śmiał, nikt nie używał mocy w niewłaściwych celach narażając się na interwencję pana Fabiana istnego cerbera korytarzy, nie było niepoważnych sprzeczek. Tak jakby nie tylko w grupie ekspedycyjnej coś się mieniło, ale i w samej akademii coś umarło. Lekcje odwołano, by pozwolić uczniom dojść do siebie, ale wszyscy z nadzieję patrzyli w przyszłość, czego najlepszym dowodem był fakt nieprzerwanych nauczycielskich dyżurów w razie gdyby z powodu bezczynności uczniom coś głupiego miało wpaść do głowy. Sephora oczywiście w obecnych okolicznościach nie była specjalnie zainteresowana dyrektorskimi zarządzeniami, więc słysząc za sobą głos pani Igentrop była nie tylko mocno zdezorientowana, ale i w wrażenia nieomal podskoczyła, jak rażona prądem.
- Sephoro! - powtórzyła nauczycielka - czy mogę wiedzieć dokąd się wybierasz?
- Ja? ja tylko... chyba nie było zakazu opuszczania pokoi
- Owszem, ale to nie jest równoznaczne z pozwoleniem na włóczenie się po korytarzach bez celu, chciałabym więc wiedzieć co wyciągnęło cię w takim stanie z pokoju.
- W takim stanie... - szepnęła lekko nieobecnym głosem - naprawdę wyglądam, aż tak źle?
Nauczycielka obrzuciła ją surowym, ale przyjaznym spojrzeniem.
- Poza nieobecnym spojrzeniem, bladą twarzą, potarganymi włosami i zasinieniami wokół oczu twój stan przedstawia się całkiem nieźle - odparła spokojnie - powiesz mi co się stało?
- Ja muszę iść do siostry - rzuciła wreszcie desperacko.
Pani profesor skinęła tylko głową. Była dość wymagająca i umiała przejrzeć człowieka na wylot, ale nie była w końcu potworem, więc nie zamierzała kontynuować rozmowy, która zakłopotanej i najwidoczniej ciężko dotkniętej ostatnimi przeżyciami dziewczynie nie przynosiła ani ulgi, ani tym bardziej przyjemności.
- No, dobrze idź już tylko nie spóźnij się na kolację z tego, co wiem mieszka w pokoju 205.
- Dziękuję - zawołała uczennica i czym prędzej zniknęła za zakrętem szczęśliwa, że uniknęła kłopotliwych wyjaśnień.
***
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz