poniedziałek, 29 maja 2017

A.Plotkary

  Iswena zakręciła pasmo blond włosów na palcu, krytycznie spoglądając na rozpromienioną Ksanę, która opowiadała o randce z uroczym Rwenem, do którego wzdychała pulchna Uyra, wpatrzona w trzpiotkę z iście kamienną twarzą. Iswena widziała, jak drży ręka, w której trzymała filiżankę. Sama wiedziała, że Ksana zmyśla jak najęta, ale nie dawała po sobie tego poznać. Tylko Arwena zdawała się po prostu zaciekawiona opowieścią. Oczy jej błyszczały, o swojej kawie kompletnie zapomniała.
- ...i wtedy ja do niego "To może w piątek, po zajęciach?". Mówię wam, z trudem go odwiodłam od środy. Taki był zrozpaczony rozłąką na cały tydzień! Ale nie mogłam przecież opuścić spotkania. Przyjaciółki najważniejsze! - Wzniosła toast swoją filiżanką. Arwena natychmiast poderwała swoją, Iswena i Uyra odwzajemniły gest z mniejszym zapałem. Po oszczędnym łyczku, bardziej zamoczeniu warg w cudownym napoju, Iswena przejęła pałeczkę.
- Słyszałyście o tej nowej?
Arwena prychnęła jak kotka.
- Czarnej wdowie?
- Tej opryskliwej zołzie? - zawtórowała Ksana.
Iswena z uśmiechem skinęła głową znad filiżanki.
- Kiedy ją spytałam o imię, jaśnie panna nawet odpowiedzieć nie raczyła! - ostro relacjonowała Ksana. - Spojrzała na mnie z wyższością, jakby samą księżną była, i na pięcie się odwróciła.
- I te jej ciuchy! - wtrąciła się Uyra, odzyskawszy rezon. - Wszystko czarne i nijakie, kompletne bezguście!
- Gdybyś ty widziała jej włosy! Myła je chyba w zeszłym stuleciu - docinała Ksana.
- I codzienne mycie nic by tu nie dało, te szarobure strąki nie mają żadnego charakteru - rzuciła tonem znawcy Arwena, posiadaczka cudnych kasztanowych loków sięgających za łopatki.
- A słyszałyście, jak darła koty z Filer? - dolała oliwy do ognia Iswena, jak poczuła, że dyskusja nieco przygasła.
Dziewczyny zachichotały.
- Niezapomniany widok! - zapiała roześmiana Arwena.
- Po tym, jak zerwała struny tamtej harfy, to myślałam, że Filerowa to się jej do gardła rzuci - podjęła wątek Ksena. - A jak jej pyskowała! Tyle dobrego, że ta czarnulka nie miała już na czym grać. Mówię wam, nie wiem, co ona z tą harfą robiła, ale uszy chciały odpaść!
- Phi, gdybyś widziała jej obraz! - wcięła się Arwena, odgarniając za ucho zbłąkany kasztanowy loczek. - Youeni to się prawie popłakała. Nie było co ratować- kółko służyło za filiżankę, trzy kreski za szklaną butelkę, a draperia w tle była równie wyraźna co przedmioty z pierwszego planu! Po pięciu minutach oddała i natychmiast gdzieś się zmyła.
- Pewno do tego swojego lasu - stwierdziła Uyra, przeczesując czarne włosy. - Kilka razy widziałam, jak rano się tam wymyka przed lekcją języków. I dzięki bogu! Akcent ma okropny, składnie plącze... A jeszcze nigdy nie widziałam, by cała godzinę wysiedziała!
- Ciekawe, co ona robi w tym gąszczu - zaczęła z drapieżnym błyskiem w oku Ksena. - Może z kochankiem się spotyka?
Arwena zakrztusiła się kawą, Uyra usta w eleganckie "o" złożyła, a Iswena zmarszczyła lekko brwi. Niemal przekrzykując się z Arweną, wydającą wszelakiego rodzaju okrzyki aprobaty, Uyra ucięła:
- Ona ze zwierzętami gada. Raz za nią polazłam, bo mnie ciekawość zżerała. Diablica biegła tak, jakby ją czarci z ogarami ścigali, prawie ją zgubiłam. - Nikogo z obecnych nie zdziwiła ta deklaracja czarnowłosej o, delikatnie rzecz ujmując, rubensowskich kształtach. - Ale w lesie zwolniła. Wyglądała, jakby własnym blaskiem promieniała, nawet się uśmiechnęła! - Żadna z obecnych jej nie uwierzyła, czarnulka była wiecznie zła jak oblany wodą kot. Nigdy się nie śmiała, nigdy nie płakała, a również nigdy nie podnosiła głosu. Nawet uśmiech wydawał się czymś absurdalnym w jej przypadku, nie przerwały jednak opowieści. - Potem podszedł do niej lis, taki zwykły rudzielec. Powiedziała coś do niego. Nie dosłyszałam, byłam za daleko. On otarł się o jej nogi z lubością i pozwolił się pogłaskać. Potarmosiła go nawet trochę za uszy, a ten nie dał nawet najmniejszego znaku sprzeciwu. Dalej jak szli razem, to na ramieniu czarnulki usiadł jakiś ptak. Mogłam się założyć, że nachylił się, żeby jej coś do ucha wyszeptać. Zatrzymała się nagle. Rzuciła coś do rudzielca u boku, a ten zawarczał i rzucił się w moim kierunku! A czarna nawet się nie obejrzała! W życiu się tak nie wystraszyłam, bestia przez całą drogę prawie mnie za kostki chwytała, ale zdołałam ujść cało.
Iswena skinęła lekko głową, czego rozemocjonowane towarzystwo nie zauważyło. Kręciła na palcach kolejne pasma swych jasnych jak zboże włosów, zamyślona, kiedy Arwena i Ksena zadawały kolejne bezsensowne pytania. Myślała, że to ruch jest naturą czarnulki. Na wychowaniu fizycznym nikt nie mógł się z nią równać pod względem szybkości, zwrotności i refleksu. Ale natura... Ciekawe, doprawdy ciekawe. Iswena przywołała gestem kelnerkę i zamówiła sobie kawałek piernika. Uyra wzięła ciastko bezowe, Arwena torcik truskawkowy, a Ksena, dbająca o linię, szklankę świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Dalej temat tajemniczej panny w czerni się wyczerpał, a towarzystwo przeszło do rozprawiania o Rwenie. Tylko Iswena jak zwykle była oszczędna w słowach. Raz Uyra podniosła na nią wzrok. Przeszedł ją lodowaty dreszcz i natychmiast wlepiła spojrzenie w swoją bezę. Te oczy... Emocji w nich goszczących nie powstydziłby się Kuba Rozpruwacz. Przyjaciółka coś kręciła, coś knuła. Uyra znała niektóre jej dokonania. I to jej wystarczyło, by współczuć Rwenowi czy zamkniętej w sobie czarnulce. Temu pierwszemu w szczególności, chociaż coś jej mówiło, że ta nowa lepiej się nadaje na ofiarę niż przypakowany przystojniak starszy od nich o dwa lata.