wtorek, 11 lipca 2017

Oko w oko z przeznaczeniem

Poprzedni dzień spędziła na nie zbyt przyjemnych rozmyślaniach więc z ulga witała nowy poranek pełen słońca i tajonej gdzieś pod powierzchnią rozgrzej gleby energii życiowej. Weszła do jadalni przeciągając się z rozleniwieniem. Spała bardzo dobrze i niemal czuła się winna, iż tak słabo odczuwa żal po śmierci kolegi. Mimo to ziewnęła nie starając się nawet zakryć usta dłonią i powoli sunąc miękkimi kapciami po posadzce poczłapała na swoje miejsce. Zerknęła na freski na sklepieniu z których gładkiej powierzchni spoglądała na nią twarz "matki". Uśmiechnęła się krzywo do portretu i sięgnęła po dzbanek z mlekiem. Gdy przechyliła naczynie biały strumień łagodnie spłynął do jej miseczki. Tak była pochłonięta tą czynnością, że nie zauważyła pochylającego się nad nią młodego mężczyzny, który widząc, iż nagłe zaskoczenie dziewczyny nie wywoła żadnej katastrofy, bo dzbanek bezpiecznie wylądował już na sztywno wyprasowanym obrusie szepnął jej wprost do ucha:
- Nie pij tyle mleka, bo zostaniesz białą damą
Zaskoczona nagłym pojawieniem się przyjaciela drgnęła niespokojnie omal nie przewracając pojemnika z płatkami, który zatańczył na brzeżku, a po chwili z chrobotem schwycony przez nią w ostatniej niemal chwili powrócił do właściwej pionowej postawy. Przymknęła otwarte do krzyku usta i zerknęła przez ramię mrużąc figlarnie oczy.
- Spokojnie, nie będę przecież odbierać ci chleba prawda
Uniósł lekko brwi zaskoczony. W odpowiedzi Sephora zachichotała cicho doskonale rozumiejąc jego nieme pytanie.
- Już chodzisz jak duch, a słońce oglądasz od wielkiego święta.
- Fakt, sporo przebywam z duchami
- Nie zdziwiłabym się gdybyś nawet po poranne zakupy wysyłał Pankracego.
Na wspomnienie o kocie twarz mężczyzny rozjaśnił promienny uśmiech. 
Usiadł na przeciwko rozmówczyni i natychmiast sięgnął po jabłko, po czym zaczął obracać je w dłoni delektując się refleksami światła połyskającymi na czerwonej powierzchni skórki. Już miała się odezwać, kiedy ponad pełną szmerów stołówką wzniósł się stanowczy głos Juranda.
- Proszę, aby uczniowie, którzy zgłosili się do uczestnictwa w grupie ekspedycyjnej zgłosili się do nas po śniadaniu. Będziemy czekać w północnym skrzydle w pokoju 115.
- Takiemu to nawet mikrofonu nie trzeba - skwitował wystąpienie Nikodem nie przestając ogryzać smakowitego owocu. - Coś się stało?
Jego towarzyszka zdawała się nieco podrażniona tą informacją.
- Nie, nic po prostu ktoś już zaplanował mi poranek. - odparła z rezygnacją. Bała się nieco całego tego szumu wokół przyjęcia nowych. Te pytania, testy i nieufność. Nie wiedziała czy wytrzyma coś takiego po raz kolejny. Doskonale pamiętała pierwsze zajęcia z magii. A jeśli zapytają o jej moc? Co im powie? Przecież nie może oznajmić wszem i wobec, że tak jak kochana mamusia potrafi ożywiać mechaniczne zwierzęta.
- Chyba się nie zgłosiłaś? - zapytał jej opiekun z nieskrywaną troską.
- A czemu nie?
- Przecież - tu ściszył głos do ledwie słyszalnego szeptu - Telksinoe to twoja matka.
- I właśnie, dlatego to ja powinnam ja powstrzymać! - Choć dość cicho wypowiedziała to z takim zaangażowaniem, że nie mogła się wprost oprzeć pragnieniu uderzenia pięścią w stół dla podkreślenia wagi tych słów. Gdy naczynia z dość głośnym brzękiem opadły z powrotem na swoje miejsca miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą. Poczuła jak krew napływa jej do policzków.
- A ja się nie zgadzam - zakrzyknął Nikodem wstając z miejsca unosząc do góry ogryzek jakby był co najmniej hetmańską buławą - bez dwóch zdań do ryby najlepiej pasuje surówka z kiszonej kapusty.
Powiódł wzrokiem po zebranych i udał zmieszanego.
- Przepraszam, troszeczkę za bardzo się uniosłem. Bardziej niż wart był tego temat.
Ukłonił się i zajął miejsce mrugając porozumiewawczo do rozmówczyni. Natychmiast jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy wrócili do przerwanych czynności. Znów rozgorzały zacięte dyskusje, pobrzękiwały sztućce i szklanki.
- Dziękuję - szepnęła uśmiechając się z wdzięcznością.
- Kompromitować się dla ciebie to czysta przyjemność - rzucił zgryźliwie - ale nie zmuszaj mnie do tego za często, bo moja inwencja twórcza też może się czasem wyczerpać.
Kiedy kończyła śniadanie przyjaciel opowiadał jej o wybrykach Pankracego i swoich rozmowach z duchami. Na koniec wreszcie przybrał poważną minę.
- Właściwie jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę ci powiedzieć. Poznałem ostatnio bardzo miłą osóbkę pozostającą pod opieką Aojde.
- Ooo! - wyraziła swoje zdziwienie - to chyba dość rzadko spotykana patronka.
- Owszem - uśmiechnął się. Wiedziała, ze jest z siebie zadowolony. W końcu to on znalazł tą dziewczynę. - i niedługo przybędzie do szkoły. Jest nieco starsza od ciebie konkretnie o dwa lata i bardzo chce cie poznać.
Dziewczyna zamarła, trzymana przez nią łyżka zamarła w połowie drogi między talerzem, a jej rozwartymi ustami. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę ze znów dała się przyłapać w głupiej pozycji i zamknęła usta, a sztuciec odłożyła na stół opierając o brzeg miseczki.
- Widzę, że cię zainteresowałem. Ma na imię Leonia... Leonia Methapez
- Moja siostra. - z trudem powstrzymała kolejny wybuch emocji, jednak opanowała się i powiedziała to w miarę normalnym tonem.
- Szybko się uczysz - stwierdził z zadowoleniem - a co do twojej siostry to już nie może doczekać się spotkania, ale co z tobą? Zachowujesz się jakoś dziwnie... to przez to spotkanie po śniadaniu?
- No właśnie! - wykrzyknęła - powinnam tam już być!
Zerwała się z miejsca i rozejrzała po pustej jadalni. Spokojny wiaterek jak zawsze wydymał lekkie koronkowe firanki sięgające niemal od sufitu, aż do ziemi. Mimo to wydało jej się jednak, iż w pomieszczeniu stało się duszno. Próbowała sobie wmówić, że to może przez drobne bukieciki lawendy umieszczone w porcelanowych wazonikach z sielankowym nadrukiem, ale sama w to nie wierzyła. Zalewały ją fale wspomnień. Jakieś rozmowy, szum drzew, a może strumienia, twarz nad kołyską i przerażające puste spojrzenie, krzyk i górujący nad nim ryk burzy. Zachłysnęła się powietrzem. Zakręciło jej się w głowie i pewnie upadłaby, gdyby Nikodem jej nie podtrzymał.
- Przepraszam, chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Zdecydowanie - odparła starając się uśmiechnąć - ale naprawdę muszę już iść
***
Mieszkała tu od miesiąca, ale rzadko musiała zapuszczać się do północnego skrzydła, więc odnalezienie właściwego pomieszczenia zajęło jej sporo czasu. Gdy wreszcie zapukała do drzwi, na których przymocowano tabliczkę z wykaligrafowanym numerem 115 ze środka odezwał się zniecierpliwiony głos Juranda.
- Wejść!
Ściskając w dłoni skrawek tuniki w kolorze fuksja, pokrytej wzorkiem w czarne kwiatowe kontury niepewnie zajrzała do pokoju.
- No śmiało, śmiało... może i ty masz nadmiar czasu, ale ja na niego nie narzekam.
Pokój umeblowany z niebywałym smakiem. Podłogę pokrywała purpurowa wykładzina, kontrastująca z jasnobrązową sztukaterią pokrywającą ściany kwiatowymi wzorkami i kolumienkami. Pod ścianą po prawej siedzącego przy ciężkim rzeźbionym biurku młodzieńca stał regał z pięknie oprawnymi księgami. Chłopak siedział w miękko wyścielanym czerwonym materiałem fotelu, a za nim na ścianie dostrzec można było portret Archeo - matki muz. Przed nim zaś ustawiono kanapę i stół ozdobiony doniczką jakimś egzotycznym kwiatem. Obok umieszczono kominek i dwa fotele. Sephora czuła się onieśmielona. Spuściła wzrok przyglądając się swoim papuciom, zdając sobie sprawę jak niestosowne są w tych okolicznościach.
- Przepraszam za spóźnienie, pewnie wszyscy już poszli na trening. - stwierdziła wodząc wzrokiem dookoła. Młodzieniec odsunął sprzed oczu pismo, które z uwagą studiował i uśmiechnął się do Sephory.
- Jacy wszyscy?
- To znaczy - zaczęła niepewnie - że nikt się nie zgłosił
Nastolatek wstał i powoli zbliżył się do dźwigni na przeciwległej ścianie przy palenisku.
- Cóż najwyraźniej większość woli czekać aż przeznaczenie samo ich znajdzie. Nie rusza puki wojna nie stanie u ich drzwi. A co do twojego pytania to zgłosił się ktoś jeszcze, ale nie sądzę żeby przyszedł.
Ruchem dłoni pokazał jej wąski korytarzyk zapraszając, by do niego weszła.
- Kto? - zapytała z większym zainteresowaniem niż zamierzała okazać.
- Alzuria
Musiała przyznać ze tego się nie spodziewała. Nie pamiętała też kiedy ostatni raz widziała tą dziewczynę i dziwiła się kiedy udało jej się wpisać. nie było jej na pewno wczoraj na żadnym z posiłków, ani dziś na śniadaniu. Co zatem się z nią działo przez ten czas? Szybko jednak porzuciła te rozmyślania. Bo przed nią otworzył się widok na prawdziwe miejsce spotkań GE. Był tu niewielki barek z napojami (oczywiście bezalkoholowymi) duży wygodny narożnik, polowe łóżko dla rannych, jakaś kotara oddzielająca coś co przypominało mały, skromny pokoik , odróżniający się od innych tylko obecnością czegoś przypominającego kajdany - Jurand wyjaśnił jej później że tu przetrzymują więźniów, ale już od dawna miejsce to nie jest im potrzebne. Reszta drużyny pozwalała jej spokojnie penetrować kryjówkę, choć Kaspian jak zawsze nieco nieufny odpędzał ja od niektórych zakątków czemu się nie sprzeciwiała. Odkryła więc kolejno kilka stolików, tacki ze smakołykami, magazyn ze sprzętem, lustra, nieco zaczarowanych przedmiotów, gier towarzyskich takich jak szachy, warcaby, karty i inne drobiazgi.
- Właściwie - zaczął Jurand, kiedy wreszcie usiadła na kanapie. - najpierw powinienem wypytać cię o to dlaczego chcesz dołączyć i jakie masz moce
Na wspomnienie o magi nerwowo zatarła ręce.
- Ja właściwie nie potrafię nic specjalnego...
- Nie możliwe. Każdy talent nam się przyda
- Doskonale władam bronią
- Ale tu chodzi o magiczny dar, o twoją moc od muz
Poczuła że nie co się czerwieni.
- Ja nie wiem... - wydukała wreszcie
- To przecież nie może być coś aż tak niezwykłego, czy wstydliwego żebyś nie mogła nam powiedzieć, a bardzo ułatwi współprace
- A twoja matka? - spróbowała Gerda
- Nie znam jej
- Nie możliwe! - wtrącił się Kaspian - przecież jakoś musiałaś tu trafić
- Niko mnie znalazł
- Dajmy temu na razie pokój. Dziś sobota więc i tak nie ma zajęć, a to znaczy, że możesz wziąć udział w naszym całodziennym treningu zobaczymy co potrafisz
Okazało się, że Sephora radzi sobie naprawdę nieźle radzi sobie z różnymi przeszkodami i jest naprawdę sprawna fizycznie więc na razie przestano cokolwiek wspominać o magii. Sprawiało jej to prawdziwą ulgę. Rozegrali też kilka konkurencji drużynowych. Najczęściej współpracowała z Ambrą, którą bardzo polubiła. Wieczorem wrócili do bazy i wspólnie usiedli do herbaty.
- Wybacz Sephoro, ale powinienem już wcześniej o to zapytać. Czemu do nas dołączyłaś? Nie żeby to cokolwiek zmieniało, szczególnie, że... nie obraź się, ale nie mamy zbyt wielkiego wyboru
- Szczególnie, że nasza druga ochotniczka nie zna pojęcia punktualności. - dodał zgryźliwie Kaspian
- Zawsze musisz dorzucić swoje trzy grosze - ofuknęła go Gerda.
- Sam masz problemy z zegarkiem, panie punktualny - mruknęła Ambra.
- Po pierwsze nie naznaczyłem konkretnej godziny, a po drugie sądzę że w ogóle nie przyjdzie
- Masz rację - odezwał się głos zza ukrytych drzwi. Do pomieszczenia wkroczyła pani dyrektor.
- Słucham? - zapytał młodzieniec lekko zbity z tropu.
- Masz rację. Alzura ni przyjdzie dzisiaj. Laionel znalazł ją wczoraj ledwie żywą pod lasem.
Przez chwilę zapanowała cisza.
- Mogę jakoś pomóc - Zapytała Ferina.
Dyrektorka pokręciła głową.
- Myślę - powiedział Jurand - ze jednak ktoś z nas powinien ja odwiedzić. I chyba najlepiej wypadnie jeśli to będzie pierwsze zadanie Sephory. Skoro obie dopiero dołączają najlepiej się dogadają.
Wszyscy przytaknęli i tym sposobem nowa otrzymała swoją pierwsza misję.
***
Nie miała nic przeciwko odwiedzinom u innej uczennicy, jednak czując w nozdrzach duszący zapach ambulatorium straciła nieco ze swego animuszu. Zacisnęła jednak mocniej pięści dla dodania sobie odwagi i ruszyła korytarzem. Nie była pewna czy trafi do właściwego pomieszczenia, ale na swoje szczęście akurat omal nie zderzyła się z wychodzącym od swojej przyjaciółki woźnym. Przeprosiła i upewniła się czy dobrze trafiła.
- Z tego co wiem więcej snujących się po nocach w lesie wariatek nie znaleziono.
W głosie jego pobrzmiewała troska choć starał się maskować ją złością. Sephora delikatnie uchyliła drzwi znów tego dnia czując się dziwnie nie na miejscu. Ranna chyba spała, albo bardzo przekonująco udawał. Młoda córa muz zamknęła drzwi i odetchnęła z ulgą. Może przynajmniej uda jej się ułożyć jakieś miłe słowo pocieszenia, albo chociaż pogodzić się z koniecznością rozmowy z kimś kogo prawie nie znała. Nagle powietrze rozdarł przeciągły warkot. U nóg łóżka dostrzegła ogromnego wilka. Czuła od niego coś jakby śladową ilość magii swojej matki, ale pewna była że zwierzę nie należy do mechanicznych istot, a zęby wydawały się aż do bólu prawdziwe, tak samo jak przenikliwe złotawe spojrzenie.
- Przepraszam - odezwała kurczowo ściskając klamkę, bojąc się choćby poruszyć. Co ona była winna temu zwierzakowi, że tak na nią reagował - przepraszam koleżanko
Odpowiedziała jej cisza i miarowy oddech odbijający się od ścian pomieszczenia. Na szczęście przypomniała sobie jej imię.
- Alzuria? Nie chcę ci przeszkadzać w drzemce ale twój zwierzak za chwilę połknie mnie w całości!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz