sobota, 22 lipca 2017

Idealny moment

  Było mi całkiem dobrze w miękkim i ciepłym łóżku, miła odmiana od spania na gołej ziemi w samej piżamie. Ani myślałam się budzić i cokolwiek wyjaśniać. A idę o zakład, że jak ledwie otworzę oczy, to już się znajdzie ktoś, kto będzie bardzo ciekaw, co takiego robiłam w lesie, że się doprowadziłam do swego nieciekawego stanu. Warczenie działało na mnie usypiająco. Mruknęłam coś nieprzytomnie i przewróciłam się na drugi bok. Nie, zdecydowanie nie powinnam wstawać. Głowę miałam jak zalaną cementem, ważyła chyba tonę. To przyjemne warczenie nagle ustało. Ani myślałam dociekać tego przyczyny. Już byłam bliższa snu niż jawy, kiedy coś zaczęło lizać moją rękę. Kiedy ją cofnęłam, coś zaskomliło błagalnie. Nagle łóżko zajęczało, jakby w odpowiedzi. Ciężar, niemal dorównujący temu zalegającemu w mojej głowie, ułożył się na mnie. Gdzieś od kolan po barki. Sennie otworzyłam oczy. Napotkały ślipia jak dwie kadzie roztopionego złota.
  Parsknęłam śmiechem, nagrodzona natychmiastowo tępym pulsowaniem w skroni. Wilk ucieszony zastrzygł uszami i pochylił się bardziej, by polizać mnie po policzku. Wydusił mi oddech z płuc. Uśmiechnęłam się smętnie.
 - Te, nie żebym narzekała, ale miażdżysz mi żebra – wychrypiałam. Zostałam obdarzona jeszcze jednym liźnięciem w czubek nosa i wilk niechętnie klapnął obok mnie na łóżku. Dopiero teraz zauważyłam dziewczynę stojącą w drzwiach, wyraźnie nie wiedzącą za bardzo, co ze sobą począć. Chyba ją gdzieś widziałam. Raczej długie czarne włosy, zebrane w staranne warkocze. Drobna twarz. Jasne oczy, niebieskie bądź zielone. Bluzka w jaskrawym, ale ciemnym różu. Amarant, fuksja...? Nie znam się. Ta oto osóbka była mocno nieswoja. I nie wyglądała raczej na sanitariuszkę...
 - Właściwie co ty tu robisz? - zapytałam trochę zagubiona. Nie mogłam zebrać myśli. Jak leżałam nieruchomo, to dało się nawet zapomnieć o nieznośnym ciężarze łepetyny. Jednak nawet najlżejszy ruch nie był mi wybaczany.
 - Przyszłam... wysłano tu mnie... - Dziewczyna była zbyt zajęta przenikaniem zaniepokojonym spojrzeniem wilka, zajętego praktycznie tym samym, by lepiej się wysłowić. Potrząsnęła głową i odchrząknęła. - Przepraszam, mogłabyś coś z nim zrobić?
  Zbyt zajęta walką z nowym ogniskiem bólu, za oczami, nie odpowiedziałam od razu. Dopiero wściekłe warknięcie mego towarzysza przywróciło mnie światu. Zasadniczym kłopotem był fakt, że mój nowy kumpel nie miał jeszcze imienia. Ciężko było to obejść. Miałam powiedzieć per „wilku”? Ostatecznie po prostu pogłaskałam zwierza po grzbiecie w pięknych złoto-srebrnych mazajach. Umilkł, trochę się rozluźnił. A ja wróciłam do wściekłego zaciskania powiek.
 - Yyyy... Alzuria, wszystko w porządku?
 - Jak najlepszym. Gdybym tylko wiedziała, czym mnie, do cholery jasnej, naszprycowali i dlaczego mi tak łeb nawala... Ale nie ma co narzekać. Tamto mechaniczne ptaszydło wyszło o wiele gorzej na naszym spotkaniu...
 - Co takiego? - Mina jej w jednej chwili stężała.
 - …tak oberwało gałęzią, że aż zadzwoniło. - Zamrugałam oczami szybko, trochę alergicznie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, o co jej może chodzić. Cholera, co się ze mną dzieje... Mgła na umyśle ani myślała rzednąć. – Ech, takie dziadostwo wielkie jak ze trzy orły razem wzięte. Uparło się, żeby mnie gdzieś donieść, ale las, choć nie mój, i tak mnie obronił. - Parsknęłam śmiechem. - A, bym zapomniała. Mój nowy kompan również miał, eufemistycznie rzecz ujmując, pewne skłonności do rdzewienia, ale zaatakować mnie nie chciał, a potem go dotknęłam i puf, jak najbardziej żywy wilczek wrócił do łask! - Zaniosłam się nerwowym chichotem. Wilk trącił moją dłoń nosem, wpatrując się we mnie czujnie. Dziewczyna wyglądała jakby zobaczyła ducha. Zachichotałam jeszcze głośniej..
 - Zamieniasz mechaniczne zwierzęta w żywe? - zapytała ostrożnie.
 - Najwidoczniej – prychnęłam, wodząc palcem po liniach barwnych wzorów na grzbiecie wilka.
 - Ale... Jak?! - Nie dawała mi spokoju. Przewróciłam oczyma.
 - A skąd ja mam wiedzieć? Po prostu go dotknęłam i się zaczęło.
 - Zdążyłaś nim cię zaatakował czy w trakcie?
A co za różnica?
 - Nie umiał mnie tknąć. Czaił się, warczał, ale nie był w stanie mnie użreć.
 - Ale ptak nie miał oporów, żeby cię capnąć.
Westchnęłam. Zamknęłam oczy i zagłębiłam się w poduchy. Chciałam spać. Byłam taka zmęczona. Po co odpowiadam na te wszystkie głupie pytania? Mogę przecież spać...
 - Proszę, odpowiedz mi jeszcze na to pytanie. - Wilk warknął ostrzegawczo. Pewnie ruszyła gwałtownie ręką czy coś takiego.
 - Jakie pytanie? - mruknęłam.
 - Dlaczego nie mogłaś przemienić też ptaka?
 - Byłam zmęczona, bardzo zmęczona. Wszystko rozbiegane, jak we śnie... Nie zdążyłam zareagować. Nie przyszło mi to do głowy – wyjaśniłam wymęczona. To przecież takie oczywiste.
 - W Grupie się ucieszą, jak usłyszą, co potrafisz... - powiedziała pod nosem, chyba bardziej do siebie niż mnie. Ale z całej naszej rozmowy to była najsensowniejsza jej wypowiedź.
 - Jaka grupa?!
 - Ekspedycyjna. Ta, do której się zgłosiłaś wczoraj rano, po śniadaniu...
Zerwałam się z miękkich poduch. I natychmiast wykrzywiłam się z bólu, jaki przetoczył się pełną kawalkadą przez mój umysł. Wilk otarł się o moje ramię, zaniepokojony. Po jakiejś minucie opanowałam się na tyle, by móc coś powiedzieć. Najpierw, obowiązkowo w takim nastroju, wyrzuciłam z siebie pełną gamę przekleństw.
 - ...i całą jego pie.. przeklętą rodzinę! Ja od tamtej cholernej nocy, kiedy umarł ten wasz chłopak, byłam w lesie! Wróciłam wczoraj wieczorem, na wpół żywa, bynajmniej nie chętna do dołączenia do jakiejś cholernej drużyny od siedmiu boleści!
Wydawała się naprawdę zaskoczona moją reakcją.
 - Ale... Jak to? Ktoś wpisał się twoim nazwiskiem?
 - Nie teleportowałam się specjalnie, by zgłosić do tej... jakikolwiek niecenzuralny przymiotnik, drużyny.
 - Naprawdę nie chcesz w niej być? Wiele by dali za kogoś o takiej mocy w swojej drużynie... A od jakiej muzy jesteś?
 - Archeo – powiedziałam, zrzucając z siebie kołdrę i siadając na łóżku. - I gwarantuję ci, nikt o zdrowych zmysłach o tym nie marzy.
 - Właśnie dołączyłam – rzekła cicho.
Byłam w koszuli szpitalnej. Jak wstałam, powoli, a i tak z zawrotami głowy, sięgała mi do kolan. Na krześle obok szafki nocnej znalazłam szlafrok. Zbytnio sytuacji nie poprawiał, ale lepsze to niż sama koszula. - Gdzie ty idziesz?
Właśnie podparłam się ciężko o oparcie krzesła. Trochę mi się ziemia spod nóg osuwała, ale nie na tyle, bym wróciła po łóżko.
 - Wyjaśnić to cholernie nieporozumienie.
 - To idę z tobą.
Obdarzyłam ją wymownym zmarszczeniem brwi.
 - Powinnaś jeszcze leżeć, ale jak się uparłaś, to chcę chociaż mieć pewność, że trafisz do celu i nie rozbijesz sobie głowy na schodach.
Wzruszyłam ramionami. Głupotą byłoby odrzucać taką pomoc, kiedy poza nią mogłam liczyć tylko na wilka, który nie wiedział, gdzie iść i opieranie się o niego zbytnio nie wchodziło w grę.
 - A tak w ogóle jak masz na imię?
 - Sephora.
Już wsparta o jej ramię, z niezbyt zadowolonym wilkiem u boku, zapytałam:
 - To cóż takiego cię skłoniło do wariactwa pokroju dołączenia sobie do tej drużyny? Powiesz w ogóle coś o sobie? Znam tylko twoje imię. Ja już dość się wygadałam. - Cholera, dopiero wraz z ostatnim słowem zdałam sobie sprawę, co tak właściwie mówię. Potrząsnęłam głową, jakby to mogło wygonić z niej tę tylko trochę lepiej zamaskowaną głupawkę. Ja nawiązująca rozmowę. Przyjazną, ze szczerym zainteresowaniem, nie o zwierzętach czy roślinach, bez krzty ironii... Tego to na świecie jeszcze nie było! Oczywiście, musiałam nieuważnie palnąć coś głupiego. Sephora spuściła wzrok. Chyba się nawet zarumieniła. Nim wybąknęła coś, by mnie zbyć, machnęłam ręką (prawie tracąc przy tym równowagę) i powiedziałam:
 - Nie przejmuj się, po tych lekach gadam głupstwa.
 - To może odpuścisz sobie tę ekspedycję do czasu, aż wydobrzejesz?
Przewróciłam oczami.
 - Przez tę przeklętą pomyłkę nie usiedzę w miejscu. Muszę to załatwić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz