- Co robisz? – Odezwał się do niej znajomy głos.
- Nikodem?! – wykrzyknęła zaskoczona, na chwilę ściągając
na siebie wszystkie spojrzenia. Poczuła uderzenie gorąca i pewna była, iż jest
w tym momencie czerwona na policzkach jak burak. Na szczęście powrót ciszy
spowodował też spadek zainteresowania jej osobą. Celowo zaczęła mówić
przyciszonym głosem. – Myślałam, że jesteś na akcji i nie możesz się wyrwać.
- Musiałem – uśmiechnął się nieco wymuszenie – przykro
mi, że spotykamy się w tak przykrych okolicznościach.
- Chyba raczej nie mamy wyboru i nie mamy jak widać
także szczęścia. Ale jednak znalazłeś mnie, przyprowadziłeś tu i nie pozwoliłeś
bym stała się potworem. Jestem ci za to wdzięczna.
- Nie masz, za co być wdzięczna, Sefi, zawsze byłaś po
prostu sobą i tak byś tu trafiła
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jeszcze raz zebrała
włosy i wpatrzyła się w swoje wykrzywione odbicie w główce sztućca.
- Jestem do niej podobna – westchnęła. – gdybym tylko
inaczej spięła włosy.
- Mój głupiutki wróbelku – szepnął gładząc ją po
głowie – jesteś silniejsza niż myślisz. Wiem że mi nie uwierzysz, ale
przynajmniej przestań gdybać. A teraz wybacz…
Skłonił się szarmancko i ucałował jej bladą dłoń.
- Niestety i mnie dotyczy ta przykra sprawa. Postaram się
jeszcze znaleźć chwilkę na rozmowę, ale sama wiesz… moje życie jest tam na
poligonie i chyba nadto się do tego przyzwyczaiłem zapominając, co do mnie na
leży…
- Nie obwiniaj się
- I ty mi to mówisz? – zapytał retorycznie zmierzając
w stronę stolika dyrekcji. Czekali tam na niego przedstawiciele grupy
ekspedycyjnej. Rozmawiali na tyle długo, że w normalnych okolicznościach nie
mieli by już szansy żeby, choć skosztować śniadania, ale tego dnia nikomu się
nie spieszyło. Nagle Jurand wskoczył na krzesło i przemówił z mocą.
- Współuczniowie i przyjaciele – tu przełknął głośniej
jakby starał się wstrzymać od płaczu – jak wiecie straciliśmy zeszłej nocy
ukochanego towarzysza i mam niestety dla was kolejną przykrą wiadomość… nasza
koleżanka Lotha nie czuje się najlepiej – odchrząkną czując niewłaściwość tego
określenia – ale nie możemy pogrążyć się w żałobie, bo wojna traw nadal. Wiem
że to może nie właściwy moment… potrzebujemy ochotników, by zajęli miejsce… to
znaczy spróbowali…Kto chętny do nas dołączyć niech się wpisze na listę przy
drzwiach.
Wyraźnie mówienie było dla niego ogromnym wysiłkiem,
bo po tej oracji opadł ciężko na krzesło. Sephora czuła się jakby ktoś uderzył
ją obuchem w głowę. Cała plątanina myśli. Czuła, że nie może pozostawać dłużej
bezczynna. Ale walczyć przeciw matce? Ona
nie wahałaby się – przemknęło jej przez myśl rozważanie z dnia
poprzedniego. Siedziała jednak nadal przy stoliku niezdolna do jakiegokolwiek
ruchu. Oto nadarzyła jej się wspaniała okazja by pokazać, że nie jest taka jak
jej opiekunka. Dlaczego więc nie wiedziała wciąż czy to błogosławieństwo czy
przekleństwo? Grono pedagogiczne i grupa ekspedycyjna zniknęli za tylnym
wyjściem. Uczniowie po kolei rozchodzili się do swoich pokoi, pojedynczo lub
grupkami. Wyglądali jak upiory z podkrążonymi oczami i zbladłą cerą. Wszyscy
zresztą chodzili jak we śnie mijając beznamiętnie listę. Podobno zajmowanie
miejsca zmarłego przynosi pecha. Jej to nie groziło, a tak przynajmniej
sądziła. Czy można gorzej trafić? Opiekunka, która jest za razem twoim
najgorszym wrogiem, przyjaciele, którzy znienawidzą cię, jeśli dowiedzą się,
kim jesteś… Bezmyślnie zaciskała i rozprężała dłoń wokół cienkiego, zgrabnego
długopisu, który nie pamiętała, w jaki sposób znalazł się w jej ręku. Wreszcie,
gdy gotowa już była uznać, że jest sama i tylko psotny wietrzyk wydymał długie
firany i szemrał w fałdach ciężkich zasłon podeszła do tablicy. Zwyczajny kawałek
czystego papieru urósł w jej oczach do rozmiarów jakiejś trójgłowej bestii.
Niepewnie postawiła pierwszy znak. Teraz już nie mogła się wycofać. Pewnie
dokończyła podpis. Zerknęła jeszcze raz i jakby bojąc się, że za chwilę zwątpi
o słuszności swojej decyzji, która teraz obejmowała ja miłym ciepłem i
pozwalała na chwilę zapomnieć o straszliwych przeżyciach, wybiegła z pomieszczenia.
W zasadzie przecież jej postępowanie przeczyło logice: będzie musiała się
ujawnić, będzie musiała walczyć z matką, będzie musiała stawać wobec nowych
niebezpieczeństw i dylematów.
***
Ledwie jej sylwetka zniknęła w półmroku korytarza zza
kotary jak złośliwy chochlik wychynęła przebiegła twarzyczka Isweny. Myliłby
się ten, kto sądziłby, iż gotowa była tak łatwo zapomnieć dawną urazę i nawet
niedawne wydarzenia nie wpłynęły na zmianę jej stosunku do czarnulki. Nie
rozumiała jej i dlatego nie znosiła jej jeszcze bardziej. Teraz miała okazję na
rewanż, po którym jej koleżaneczka się nie pozbiera. Rozejrzała się czy na
pewno jest sama i z chytrym uśmieszkiem zbliżyła się do listy. Zastanowiła się
chwilę ważąc w dłoni pióro i dziękując muzom za swoją fotograficzną pamięć sprawnie
podrobiła podpis Alzurii. Niech się teraz martwi jak z tego wybrnąć. A może, jeśli
dopisze jej szczęście skończy tak jak Dorian. Z gorzkim zadowoleniem uczennica
stwierdziła, że nie czułaby się specjalnie nieszczęśliwa z tego powodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz