sobota, 17 czerwca 2017

A.Wojna

  Ciężko jest rozwścieczyć czarnulkę. A już na pewno wyzwaniem jest dokonanie tego w taki sposób, by ta dała po sobie poznać choćby irytację. Przefarbowanie ulubionej bluzki na czerwono (co niemałego nakładu pracy wymagało), nasypanie piasku do traperów, w których zazwyczaj chodziła, zwinięcie ubrań, kiedy brała kąpiel, podburzenie klasy, by przeszkadzała, jak przemówienie na lekcji języków wygłaszała... Tyle zachodu, przekupstwa i pracy, a ciągle nic.
  Iswena przed czymś większym chciała Alzurę wybadać, by uderzyć jak najtrafniej. Kiedy ofiara jest obojętna na wszystko, okazuje się to jednak trochę ciężkie. Ostatecznie zdecydowała się na wytoczenie przeciw dziewczynie cięższej artylerii. Zastawiła w lesie paręnaście sideł różnorodnej formy. Iswena wiedziała, że przekroczyła już linię zwykłych złośliwości. Ale ani myślała rezygnować. Ta nijaka, jak kamień twarda i obojętna panna nie dawała jej spokoju. Musiała ją złamać. Musiała wydobyć z niej jakieś ludzkie uczucie. Nie zdawała sobie sprawy, komu wypowiada wojnę.
  Następnego dnia Alzury nie było w szkole. Iswena rozglądała się bacznie, języka zaciągała u każdego, kto mógł ją widzieć, ale żadnej wieści nie dostała. Kiedy po zajęciach wróciła do swego pokoju, z szoku oddech zamarł jej w piersi. Wiatr wpadający przez otwarte okno wybrzuszał ciężkie zasłony. Unosił pojedyncze karty z porozrywanych książek. Muskał jej ulubione ubrania, rozszarpane, poznaczone pazurami, najczęściej w kawałkach. Sukienka, w której zamierzała pójść na bal, prawdziwe cudo, nadal wisiała na drzwiczkach szafy, lecz z czterema liniami po pazurach na ukos przez pierś. Wiadomość aż nadto czytelna.
  Przez następny tydzień czarnulka pojawiała się na ledwie pojedynczych lekcjach. Na korytarzu mignęła Iswenie kilka razy, i to tylko dzięki odznaczającemu się ubiorowi. Za to rządna zemsty dziewczyna dowiedziała się, że Alzuria rozmawiała z Florą Astro. Co najmniej kilka razy. Z czego nie raz zalatywało kłótnią, i nie raz błaganiem. Informatorzy za bardzo obawiali się ujawnienia, by podejść na tyle blisko, żeby rozpoznawać słowa. Ale możliwość mogła być tylko jedna- czarnulka leczyła jakieś zwierze i potrzebowała do tego ziół, których nie mogła ot tak sobie zdobyć.
  Pomimo zaangażowania wszystkich środków, Iswena nie doszła, gdzie Alzura przetrzymuje rannego. Dbała o to, by nikt jej nie śledził. A że biegała cholernie szybko i kompletnie nie przejmowała się lekcjami, działała skutecznie.
 Iswena nie mogła przestać myśleć o zemście. Tyle trudu wymagało od niej zdobycie tej sukni, a teraz nadawała się wyłącznie na szmaty. Tylko Uyra to zauważyła, ale dała się zbyć byle czym, nie drążyła tematu. A Iswena nadal się nakręcała...
  W końcu Iswena po raz pierwszy poszła na wagary. Wtedy ją zdybała, czarną strzałę mknącą przez szkolne błonia ku ścianie lasu. Miała szczęście, zaczaiła się w dobrym miejscu. W pojedynku na szybkość nie miałaby szans. Wyskoczyła na Alzurię zza kilku skałek przed lasem. Wyrżnęły razem ciężko o glebę. Potoczyły się chwilę. Iswena szarpała ją, drapała. Jednak jak się zatrzymały, to nie zdołała jej utrzymać.
 - Czego? - warknęła Alzuria, otrzepując ubranie. Patrzyła na zbierającą się blondynkę spod byka, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Iswena nie mogła się pozbyć wrażenia, że czarnulka tylko marzy, by rzucić się na nią i rozszarpać na sztuki, jak bestia, może i sama Alzuria, jej ubrania kilka dni temu. Nie dała po sobie poznać swych myśli.
 - Zemsty - wyrzuciła to słowo ostro, tonem nie mniej wrogim od tego Alzury. Nie mogła powstrzymać odruchu i zaczęła kręcić luźne pasemko włosów na palcu. Czarnulka zaśmiała się sucho, od czego Iswenę przeszedł dreszcz, który starannie ukryła. A przynajmniej miała taką nadzieję.
 - To ja mam do niej prawo. Twoje życie nie jest warte życia tych kilku istot, które zamordowałaś z zimną krwią, z kaprysu czy złośliwości. Te fatałaszki i inne śmiecie to zdecydowanie za mało. - Lód w jej głosie mógłby konkurować z lodowcem.
Mimowolnie Iswena zaobserwowała, że dziewczyna zbliżyła się nieco do niej. Z oczu zaś miotała iskrami. Iswena wiedziała, że mądrze byłoby się wycofać. Ale miała swoją godność. I były na szkolnych błoniach, do jasnej anielki.
 - Phi, jesteś nienormalna! - krzyknęła i cofnęła się na kilka kroków, spotykając nieruchome spojrzenie Alzury. Takie oczy mógłby mieć wilk przed atakiem, zauważyła mimowolnie.
 - Jeśli to jest wariactwem, to ja nie chcę być normalna - rzekła grobowym tonem i odwróciła się na pięcie. To do niej powinno należeć ostatnie słowo, uświadomiła sobie nagle Iswena. Ale wszystkie sensowne riposty uciekły jej z głowy. Po prostu patrzyła na plecy oddalającej się, odzianej w czarną skórzaną kurtkę dziewczyny. Nigdy nie widziała jej w sukni, nagle sobie uświadomiła. Dziwna, kompletnie nieuzasadniona myśl. Iswena czuła się idiotycznie. Dała się pokonać byle komu, ot nijakiej czarnulce. Przełamała otępienie i ruszyła ku szkole. Miała jeszcze szanse zdążyć na eliksiry, może panna Skargo głowy jej nie urwie... Zdecydowała się powstrzymać od odwetu. Poczekać na odpowiedni moment. Kiedy runie kamienna osłona Alzury i odsłoni się miękki środek, w który łatwo będzie ugodzić. I zobaczymy, kto z ich wojny tak naprawdę wyjdzie obronną ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz